O webdeveloperce okiem eksperta
Kilka dni temu TechCrounch rzucił cytatami z komentarzem. Cytaty pochodziły od programisty i webdevelopera Joe Hewitta. Brał on udział w wielu projektach sieciowych m.in. Netscape, AOL, FireFox, a obecnie siedzi przy Facebook’u. Opublikował na Twitterze 25 wpisów, w których odnosi się o ostatniego ataku na Flasha.
Szybkie wprowadzenie. Apple postanowiło wywalić Flasha ze swoich produktów (m.in. iPhone i iPad) i przejść na otwarte standardy takie jak HTML5, JavaScript i CSS. Tłumaczono to troską o bezpieczeństwo. Ponadto aplikacje flashowe miałyby być mało wydajne. Na koniec Steve Jobs powiedział, że Flash jest zamkniętym standardem a on chce czegoś otwartego.
Do tego pojedynku przyłączyli się Microsoft z Google stając po stronie Apple. Oni również stwierdzali, że przyszłością sieci jest HTML5 i żaden Flash nie jest już potrzebny. Co na do Adobe nie trzeba chyba pisać.
I teraz wspomniany Hewitt. Ustosunkował on się na swój sposób do tej całej walki, a w zasadzie wielkiego psioczenia na Flash. Dlaczego teraz wszyscy psioczą na Flash, który jest technologią zamkniętą, należącą do Adobe? Zdaniem Hewitta winę ponosi W3C, która zbyt wolno rozwijała HTML i inne standardy sieciowe. Trudno się z nim nie zgodzić skoro, między HTML 4.01 a HTML5 minęło prawie dziesięć lat. Pomijam szkice i finalne wersje XHTML, który w zasadzie odchodzi do lamusa. Dekada w informatyce to kosmos. Skoro więc W3C tak mozolnie pracowała nad standardami to trudno się dziwić, że niektóre firmy wzięły sprawy w swoje ręce i opracowały inne technologie (wspomniany Flash), które pozwalały wzbogacać strony internetowe lub też tworzyć je w zupełnie nowy sposób. Zdaniem Hewitta Adobe dostaje po głowie za to że W3C było leniwe.
Krytykuje też socjalistyczny model opracowywania standardów. Chwali on stare dobre czasy, gdy Internet Explorer wprowadzał swoje rozszerzenia języka HTML, specjalne tagi interpretowane tylko przez przeglądarkę Microsoftu. W ten sposób wprowadzano innowacje. Zamiast umożliwić rozwijanie HTML’a twórcom przeglądarek oddano go w ręce skostniałego komitetu, który przez lata silił się by wydać kawałek specyfikacji. Spowodowało to spadek innowacyjności i konieczność opracowania zewnętrznych rozszerzeń typu Flash, Active-X, Silverlight. Uważa, że lepiej by było gdyby twórcy przeglądarek tworzyli nowe rozszerzenia HTML’a a W3C tylko wprowadzał do standardu te uznane przez użytkowników za najlepsze.
Obecnym standardom sieciowym wciąż daleko do tego co oferują inne technologie, np. Cocoa.
Więcej w tekście na TechCrounch.
Szczerze mówiąc to nawet brzmi to całkiem sensownie w założeniach. Producenci przeglądarek tworzyli by nowe tagi, które w przypadku znalezienia uznania wśród developerów i użytkowników stawałyby się standardem do zaimplementowania przez inne przeglądarki. Trzeba by tylko zmusić producentów by nie patentowali rozwiązań i by każdy mógł za darmo zaimplementować dany fragment kodu.
Do tego doszedłby problem tworzenia stron „działających najlepiej w przeglądarce X”. Coś z czym walczono na przestrzeni ostatnich lat. Hewitt wprost sugeruje porzucenie tego trendu jako zgubny. W końcu – jego zdaniem – to żaden problem mieć dziś kilka przeglądarek internetowych.
Najgorsze jest to, że te postulaty są dość ciekawe w kontekście tego jak wolno W3C rozwija HTMLa. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie Flash i jemu podobne sieć byłaby dziś dość nudna. W3C po prostu dało ciała.
Czy web developerzy powinni zaryzykować i niejako oddać HTMLa w ręce producentów przeglądarek tak jak kiedyś go im zabrali? Czy może jednak zaufać W3C, że będzie pilnowała standardów do tego stopnia, że zapomni o innowacyjności? Wydaje mi się, że wbrew pozorom ścieżka wskazana przez Hewitta byłaby możliwa. Wymagałaby tylko określenia jak mierzyć popularność i akceptację danego rozwiązania i kiedy uczynić je częścią standardu.