Wirusy w smartfonie HTC Magic
Nie jestem przeciwnikiem nowych technologii, gadżetów, rozwoju, itd. Uwielbiam Star Treka i robienie gorącej herbaty z powietrza w ciągu kilku sekund. Ale żeby w telefonie mieć wirusa to już przesada.
Tak samo zdziwiła się pracownica firmy Panda Security (tych od antywirusa), która kupiła sobie nowiutkiego smartfona HTC Magic. Po głębszej analizie okazało się, że w pamięci telefonu były trzy różnego rodzaju śmieci. Znaleziono robaka Conficker, program wykradający hasła do gry Lineage, oraz klienta botnetu Mariposa. Niezły zestaw.
Więcej informacji znajdziecie w linkowanym newsie. Ja tutaj ponarzekam na rozwój, który prowadzi to tego, że nawet tak proste urządzenie jak telefon staje się ofiarą cyberprzestępców. Niestety oprogramowanie kolejnych generacji urządzeń staje się coraz bardziej skomplikowane, coraz bardziej rozpasane. To z kolei w naturalny sposób sprzyja powstawaniu błędów i niedopatrzeń, które są wspomagane chęcią szybkiego zysku i minimalizacji kosztów (np. skracanie okresu i zakresu testów). Na rynku pojawiają się bajeranckie sprzęty z oprogramowaniem dziurawym jak Windows… echeemm, ser szwajcarski. To sprzyja twórcom złośliwego oprogramowania.
Wymienione w artykule zarazki nie działały w samym smartfonie. Telefon był tu raczej nosicielem bez objawów, ale przecież w dłuższej perspektywie instalacja antywirusów na smartfonach i podobnych stanie się koniecznością. Nie wyobrażam sobie (w sumie to wyobrażam) sytuację, w której muszę pilnie wezwać karetkę, a na ekranie telefonu zamiast informacji o łączeniu pojawia się trupia czaszka z napisem „UR DEAD”. Pewnie dlatego wciąż korzystam z e starej, prymitywnej Nokii 6020*.
* to nie kryptoreklama. Ten telefon ma swoje wady, ale chociaż w wirusy nie jest wyposażony.