p2p, rynek pracy i zatrzymany za udostępnienie plików
Dzisiaj to się tego zebrało. Wczoraj miałem pisać o raporcie według którego przez piractwo (ściąganie filmów i muzyki) pracę straciło 2,7 miliona Europejczyków. Nieco szerzej o tym pisze Brytyjski The Register. Dziś rzuciły mi się w oczy dwa kolejne newsy. W Dzienniku Internautów pojawił się news o raporcie według którego przez sieci p2p (a w zasadzie związane z nimi piractwo) do 2015 roku pracę straci 1,2 mln osób a straty przemysłu wyniosą 240 mld euro. W tym samym serwisie możemy przeczytać o zatrzymaniu 40-latka, który udostępniał w sieci filmy i muzykę. Poproszony o wycenę strat Związek Producentów Audio-Video podał policji kwotę ok. 7 mln złotych.
Tyle tytułem wstępu. Nie będę pochwalał piractwa i bezkarnego ściągania treści z sieci. Uważam, że twórcy wynagrodzenie się należy. To co łączy wszystkie te trzy sprawy i co budzi moje wątpliwości to sposób wyliczania strat.
Wszystkie trzy artykuły źródłowe poruszają ten problem w jakimś zakresie. Najogólniej rzecz ujmując w takich zestawieniach najwygodniej dla przemysłu rozrywkowego jest przyjąć, że jeden ściągnięty plik to jeden utracony klient. 1 x download = strata finansowa. Zakłada się przy tym, że gdyby nie było możliwości ściągnięcia pliku za darmo to internauta kupiłby towar. Nic bardziej błędnego.
W raportach stosuje się też pewne przybliżenia. Na przykład zakłada się, że na 10 internautów pobierających nielegalny plik, 1 dokonuje też zakupu. Czyli to już bardziej rozsądne niż zakładanie, że jedno ściągnięcie = jeden zakup, ale wciąż to tylko przybliżenie. Jak wskazuje DI, gdyby faktycznie przyjąć takie założenie, to osoby, które pobierają najwięcej mają też najwięcej środków finansowych na zakup z legalnych źródeł. Trochę to dziwne, choć na pewno znajdą się wyjątki potwierdzające regułę.
Podobnie raport ZPAV w sprawie czterdziestolatka z Łodzi. Na stronie policji możemy przeczytać, że osoba ta udostępniła 670 plików ok 400 tyś osób. Trudno powiedzieć kto ile pobrał. Zróbmy proste obliczenia. Zakładając, że każda z osób pobrała jeden plik, wychodzi że średnia wartość każdego pobrania do 17 zł 50 gr. Średnia wartość jednego pliku do 10 447 złotych i 76 groszy. Moje obliczenia są oczywiście wzięte z sufitu.
Zawsze wkurzają mnie tego typu raporty i wyliczenia. Są one obarczone dużym błędem. Często są wręcz nieprawdziwe. DI pisze o różnych przypadkach pomyłek, także w obecnym raporcie.
Inne jest podejście ludzi do rzeczy darmowych a inne do rzeczy płatnych. Rzeczy darmowe bierzemy bardzo chętnie. Już nawet promocja i wielka obniżka potrafi nas zachęcić do wzięcia czegoś co nam tak naprawdę nie potrzebne. Odbywa się to często na zasadzie „skoro za darmo/tak tanio to grzech nie brać”. W przypadku rzeczy płatnych, a zwłaszcza względnie drogich, jesteśmy już znacznie bardziej ostrożni i zaczynamy układać hierarchię ważności. W końcu po zakupie złotego zegarka nie może zabraknąć na paliwo do samochodu czy chleb dla dzieci.
Często można spotkać się z tłumaczeniem typu „ściągam, żeby potestować, a jak mi się spodoba to kupuję”. Coś w tym jest. Istnieją badania według których ci co pobierają dokonują więcej zakupów niż osoby, które zdobywają towar tylko legalnie. Oczywiście i te badania są obarczone pewnym błędem, ale nie można ich totalnie lekceważyć. Wynika z nich bowiem, że faktycznie takie pobieranie może stanowić formę testowania produktu. Jeśli produkt okaże się dobry zostanie do docenione przy kasie.
Chyba zmierzam do tego, że piractwo będzie zawsze. Bo zawsze komuś będzie żal kasy czy to z przyczyn ekonomicznych czy ideologicznych. Nawet jeśli w końcu ceny filmów, muzyki czy oprogramowania będą w zasięgu przeciętnego Kowalskiego. Na zachodzie zarabiają względnie więcej niż w Polsce, a piractwo i tak tam istnieje.
Koncernom na pewno żyłoby się lepiej gdyby wszyscy kupowali to co wypluwają z siebie fabryki rozrywki. Ale powiedzmy sobie szczerze – nie żyje im się teraz źle. Mówienie o utracie pracy (dawniej czy w przyszłości) z powodu piractwa jest moim zdaniem trudne, może nawet niemożliwe. Skąd wiadomo, że za zwolnieniami nie stały inne przyczyny, chociażby globalny kryzys, który zmusił wielu konsumentów do zaciśnięcia pasa, co przełożyło się na mniejsze wpływy z biletów, sprzedaży DVD, CD, itd.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie raporty faktycznie będą potem lądowały na biurkach polityków jako dowód na to, że to ci bezczelni piraci psują gospodarkę. To niedobre bezrobocie i kryzys to ich wina. Odcinać im Internet, pakować za kratki i palić na stosie. A może by tak dostosować ceny do możliwości klientów? Piractwa to nie zlikwiduje, ale może zachęci się więcej osób do kupna.
1 Odpowiedź
[…] miesiąc temu pisałem o kilku raportach i wydarzeniu. Ich wspólnym mianownikiem był sposób wyliczania strat jakie […]