Fiskus chce podatku od darmowych tekstów na stronach
Sprawa, o której pisały też OSnews i Dziennik Internautów, rozbija się o przepisy podatkowe wg. których podatnik powinien rozliczać się z tzw. nieodpłatnych świadczeń.
Przykład. Masz firmowy samochód, ale korzystasz z niego do celów prywatnych, np. wyjazd na wakacje. Skorzystałeś wówczas z nieodpłatnego świadczenia. To świadczenie powinieneś doliczyć do przychodu i od tak policzonego przychodu powinieneś obliczyć kwotę podatku. Dlaczego? Ponieważ korzystając z samochodu firmowego, który masz za darmo, zyskałeś. Zyskałeś oszczędzając kwotę jaką wydałbyś na wynajem identycznego samochodu w firmie wypożyczającej auta.
Na tej samej zasadzie fiskus chciałby podatków od tekstów publikowanych na stronach internetowych. Do tej pory serwisy tłumaczyły się, że korzystają z darmowych licencji i jakoś się udawało. Teraz fiskus ma sięgnąć po owe „nieodpłatne świadczenie” i rozliczać serwisy z publikowanych tekstów. Czyli do dochodów z reklam wyświetlanych w witrynie serwisy internetowe musiałyby doliczyć np. średnią rynkową cenę profesjonalnego tekstu razy ilość opublikowanych tekstów.
Dla wielu małych serwisów, szczególnie z kategorii dziennikarstwa obywatelskiego, taka interpretacja przepisów może być bolesnym ciosem. Koszty utrzymania serwerów bywają znaczące w stosunku do zysków z ewentualnych reklam wyświetlanych na stronie. A należy pamiętać, że fiskus może prześwietlić serwisy na 5 lat wstecz. Dochodzą więc zaległe podatki, odsetki i grzywny.
W doniesieniach medialnych mówi się że fiskus zyskałby jakieś 100 mln złotych. Kwota śmieszna jak na potrzeby naszego państwa. Szkoda wyrządzona społeczności internetowej – ogromna.
Takie działanie ma podstawy prawne i byłoby – moim nieprofesjonalnym zdaniem – zgodne z literą prawa. Ale przecież nie zawsze chodzi o to aby ślepo wykonywać przepisy, ale żeby przepisy służyły społeczeństwu. Propozycje o których słyszę na pewno nie są dobre dla Internetu. Spora ilość małych stron internetowych mogłaby zostać zlikwidowana ze względu na niezdolność do zapłacenia podatków. Można oczywiście próbować działać w szarej strefie, ale nie o to chodzi. Czy po Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych, który chciano na szybko wprowadzić wraz ustawą hazardową rząd szuka nowego sposobu na kontrolowanie sieci? Czy za tymi propozycjami stoi lobby dużych wydawców, którym małe niezależne serwisy nie są na rękę? Czy po prostu rządowi tak bardzo brakuje kasy po powodzi, że szuka nawet najmniejszych kwot wszędzie tam gdzie jeszcze nie sięgnął swoją łapą?
To smutne, że liberalny rząd Platformy Obywatelskiej zamiast wspierać rozwój społeczeństwa informacyjnego, dziennikarstwa obywatelskiego i upraszczać przepisy, w tym te podatkowe, próbuje drenować kieszeń witryn nieraz funkcjonujących na granicy opłacalności wykorzystując istniejące zapisy ordynacji podatkowej.
„Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, której nie mógłby dopuścić się skądinąd łagodny i liberalny rząd – jeśli zabraknie mu pieniędzy” – Alexis de Tocqueville
1 Odpowiedź
[…] tygodnie temu pisałem o konieczności odprowadzania podatku od darmowych tekstów. Takie rozwiązanie ma swoje podstawy prawne i jako tzw. nieodpłatne świadczenie powinno być […]