Pink Floyd vs EMI 1:0 – sprzedaż tylko całych albumów?

Niedawno doszło do sporu zakończonego przed sądem między zespołem Pink Floyd a wytwórnią EMI. Przedmiotem sporu była sprzedaż pojedynczych utworów grupy za pośrednictwem Internetu (np. iTunes). Wykonawcy uważali, że ich utworu należy sprzedawać wyłącznie w formie albumu. Album stanowi integralną całość, a sprzedaż pojedynczych utworów jest niezgodna z artystyczną wizją twórców. Artyści powoływali się przy tym na umowę z EMI. Wytwórnia z kolei, powołując się na tą samą umowę twierdziła, że sprzedaż w postaci albumów dotyczy wyłącznie tradycyjnej dystrybucji nie zaś sprzedaży online. Więcej możecie poczytać na stronach Dziennika Internautów.

Z informacji, które docierają do ludu wynika, że to jeszcze nie koniec sprawy. EMI uważa, że nie jest jeszcze zmuszona zaprzestania dystrybucji pojedynczych utworów. Będą więc zapewne kolejne rozprawy.

Sprawa poszła o zapisy w kontrakcie, które mówią, że ich albumy stanowiące całość nie powinny być rozbijane na pojedyncze utworu. Wytwórnia uważała inaczej. Zapisy o dystrybucji całych albumów zawierały słowo „record”, które było inaczej interpretowane przez obie strony. Zespół uważał, że chodzi ogólnie o nagranie/dzieło, natomiast wytwórnia forsowała tezę, że chodzi o fizyczny nośnik w związku czym zapisy te nie dotyczą dystrybucji online.

Pink Floyd wygrał spór przed sądem, artyści otrzymali nawet symboliczne odszkodowanie (40 tyś funtów) za złamanie warunków kontaktu.

Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że wytwórnia została potraktowana zbyt łagodnie. Co prawda w kontakcie znajdują się zapisy o cyfrowej dystrybucji, ale jednak złamanie umowy powinno być równoznaczne z rozpowszechnianiem bez zezwolenia. Anglia to nie USA, ale jednak kara powinna być znacznie wyższa.

Zwykłych ludzi ściga się za dzielenie się plikami muzycznymi. Za kilkanaście utworów sądy są w stanie wymierzyć kary liczone w milionach (przypadek z USA jeszcze sprzed apelacji). Wytwórnia rozpowszechniła w sieci ogromną liczbę utworów robiąc nieźle przy tym zarabiając. Dlaczego potraktowano ich łagodniej niż zwykłych obywateli, którzy dzielą się plikami nie zarabiając przy tym ani grosza?

Pytania. Co po takim wyroku zrobią inni artyści? Ilu z nich jest w podobnej sytuacji? Ilu z nich zdecyduje się na walkę ze swoimi wytwórniami? Czy to odbije się na sprzedaży pojedynczych plików muzycznych?

Nie każdy chce od razu kupować cały album. Czasami interesują nas konkretne utwory. Dla odbiorcy lepiej jest więc, gdy ma możliwość zakupu poszczególnych piosenek.

Artyści, szczególnie ci bardziej ambitni, faktycznie tworzą albumy jako pewną całość. Mają prawo żądać zachowania ich dzieła w jednym kawałku. Co tu dużo mówić, jest też z tego większa kasa niż ze sprzedaży tylko kilku piosenek.

Zupełnie inną sprawą jest podział zysków między wytwórniami a artystami. Często wciąż obowiązuje tu rozdział z epoki płyt winylowych. Wysokie koszty produkcji płyt i dystrybucji były przyczyną tego, że wytwórnie zgarniały większą część tortu. W nowej epoce plików mp3 artyści chcą więcej wykroić dla siebie, bo wydawcy nie ponoszą już takich kosztów jak dawniej.

W tej chwili trudno prorokować jak ten spór odbije się na branży muzycznej i sklepach z muzyką. Znalezienie rozwiązania, które zadowoli wszystkich jest kluczowe.

krl

taki tan zwykły gość ;)

Możesz również polubić…

Masz coś do powiedzenia? Dawaj...